Jaki jest Wasz stosunek do seksu przed ślubem?
Czekaliście z tą chwilą do nocy poślubnej czy nie?
9 stycznia 2012 10:07 | ID: 721798
A jeśli nawet przez 6 lat nie myśleli o ślubie a teraz w siódmym postanowili, że tak- ślubujmy :) To co w tym złego??? Chyba fajnie nie?
Narzeczeństwo nie jest celem samo w sobie - celem jest małżeństwo. Jeśli oboje zatrzymali się na drodze do celu, to jakiś powód musi być, nie? Ja trzymam się tego, jak powinno być - czyli sex dopiero po ślubie, podobnie jak wspólne mieszkanie. Jakbym był z dziewczyną, to chciałbym ją coraz lepiej poznawać i posuwać naszą relację naprzód, żeby była coraz mocniejsza. Wówczas małżeństwo jest czymś naturalnym.
W ogóle jak to możliwe, że ktoś 6 lat jest w narzeczeństwie i nie myśli o ślubie? Przecież narzeczeństwo zaczyna się właśnie od tego tego pytania o ślub...
9 stycznia 2012 13:29 | ID: 721990
A jeśli nawet przez 6 lat nie myśleli o ślubie a teraz w siódmym postanowili, że tak- ślubujmy :) To co w tym złego??? Chyba fajnie nie?
Narzeczeństwo nie jest celem samo w sobie - celem jest małżeństwo. Jeśli oboje zatrzymali się na drodze do celu, to jakiś powód musi być, nie? Ja trzymam się tego, jak powinno być - czyli sex dopiero po ślubie, podobnie jak wspólne mieszkanie. Jakbym był z dziewczyną, to chciałbym ją coraz lepiej poznawać i posuwać naszą relację naprzód, żeby była coraz mocniejsza. Wówczas małżeństwo jest czymś naturalnym.
W ogóle jak to możliwe, że ktoś 6 lat jest w narzeczeństwie i nie myśli o ślubie? Przecież narzeczeństwo zaczyna się właśnie od tego tego pytania o ślub...
Najważniejszym celem jest pielęgnowanie miłości - czy to w małżeństwie, narzeczeństwie czy też konkubinacie.
Tak- możliwe jest :))))
Ale tu przyznam Ci rację, że oświadczyny są teoretycznie zapytaniem - "czy zechcesz być moją żoną?" I zaczyna się okres narzeczeństwa. I teoretycznie myślenie o ślubie.
Jednak w praktyce spotykane są przypadki par,które nie wierzą w instytucję małżeństwa lub jakieś zdarzenia spowodowały, że narzeczeństwo trwa dluuugie lata. Wszystko to w miłości i szczęściu. Oświadczyny mogą być zatem pytaniem o bycie razem, na zawsze - taka deklaracja przed samym sobą. Nazywanie siebie narzeczeństwem jest lepsze od nazywania siebie konkubinem/ konkubiną(niestety te określenia nabrały pejoratywnego znaczenia).
9 stycznia 2012 14:16 | ID: 722043
Staż mojego związku wynosi prawie 6 lat, nie jesteśmy zaręczeni. Nie myślimy jeszcze o ślubie- ale nie widzę, żeby w moim związku działo się coś złego- jak to określił Bart- dziwnego.Sądzę, że staż związku przed zawarciem małżeństwa jest sprawą indywidualną i raczej oceniać się tego nie powinno.
10 stycznia 2012 11:26 | ID: 722784
Staż mojego związku wynosi prawie 6 lat, nie jesteśmy zaręczeni. Nie myślimy jeszcze o ślubie- ale nie widzę, żeby w moim związku działo się coś złego- jak to określił Bart- dziwnego.Sądzę, że staż związku przed zawarciem małżeństwa jest sprawą indywidualną i raczej oceniać się tego nie powinno.
Nie wiem jaki jest Twój światopogląd i jakimi wartościami się w życiu kierujesz. Ja mam konkretne i staram się ich trzymać. Dlatego dla mnie celem jest małżeństwo, bo dopiero w nim dwoje ludzi może się w pełni sobie oddać i razem założyć rodzinę.
Najważniejszym celem jest pielęgnowanie miłości - czy to w małżeństwie, narzeczeństwie czy też konkubinacie.
Fajny frazes - i co wynika z tego pielęgnowania miłości? Dla mnie to m.in. troska o jej wzrost. A konsekwencją tego jest m.in. dążenie do małżeństwa.
Nazywanie siebie narzeczeństwem jest lepsze od nazywania siebie konkubinem/ konkubiną(niestety te określenia nabrały pejoratywnego znaczenia).
Pejoratywnego? Dobre sobie! To, że mają swój konkretny wydźwięk niczego nie zmienia. Ludzie chcą się nazywać narzeczonymi, a nie konkubentami, bo tak jest najzwyczajniej w świecie wygodniej. Ale zmiana pojęć niczego w rzeczywistości nie zmieni. Narzeczeni, to ludzie którzy przygotowują się do małżeństwa. Dla mnie, jeśli ktoś chce być z drugą osobą na zawsze, ale nie chce się z nią ożenić, oznacza sprzeczność samą w sobie. Albo wóz, albo przewóz. Po to jest właśnie czas narzeczeństwa, żeby to rozeznać, przygotować się, upewnić.
10 stycznia 2012 13:19 | ID: 722897
Sex przed ślubem-jak najbardziej tak.A ślub czy związek na luzie-to już zależy od każdego indywidualnie.Ja żyje w związku a nie w małżeństwie.Jest ok.chociaż myśle o ślubie bo jestem kobietą ale przecież nie zaciągne partnera na smyczy do ołtaża zwłaszcza jak już raz miał żone.Jak się kocha to i można zaczekać.A bywa często i tak że przed ślubem jest ok a po ślubie wszystko się zmienia.
10 stycznia 2012 15:09 | ID: 722954
Sex przed ślubem TAK.Moze przecież sie okazać ze chociaż w życiu jest super to niestety temperamenty sa inne i mogą być też inne dopasowania.Po co sie później męczyc lub wydawać kase na rozwód.
10 stycznia 2012 15:31 | ID: 722969
Sex przed ślubem TAK.Moze przecież sie okazać ze chociaż w życiu jest super to niestety temperamenty sa inne i mogą być też inne dopasowania.Po co sie później męczyc lub wydawać kase na rozwód.
No... praktycznie podejście. Co z tego, że ktoś jest świetnym mężem/żoną, skoro różnie się w łóżku układa... i ile się na rozwodzie zaoszczędzi!
10 stycznia 2012 15:46 | ID: 722982
Bart mam do Ciebie osobiste pytanie.Czy jesteś mocno związany z kościołem?
10 stycznia 2012 16:55 | ID: 723025
Bart mam do Ciebie osobiste pytanie.Czy jesteś mocno związany z kościołem?
Sprawdziłem - do niczego nie jestem przywiązany. Dla pewności wstałem zza biurka i pochodziłem trochę po firmie, ale żadnego sznura nie zauważyłem. Wynika z tego, że wolny ze mnie człowiek. A co konkretnie masz na myśli?
10 stycznia 2012 21:16 | ID: 723257
Najważniejszym celem jest pielęgnowanie miłości - czy to w małżeństwie, narzeczeństwie czy też konkubinacie.
Fajny frazes - i co wynika z tego pielęgnowania miłości? Dla mnie to m.in. troska o jej wzrost. A konsekwencją tego jest m.in. dążenie do małżeństwa.
Nazywanie siebie narzeczeństwem jest lepsze od nazywania siebie konkubinem/ konkubiną(niestety te określenia nabrały pejoratywnego znaczenia).
Pejoratywnego? Dobre sobie! To, że mają swój konkretny wydźwięk niczego nie zmienia. Ludzie chcą się nazywać narzeczonymi, a nie konkubentami, bo tak jest najzwyczajniej w świecie wygodniej. Ale zmiana pojęć niczego w rzeczywistości nie zmieni. Narzeczeni, to ludzie którzy przygotowują się do małżeństwa. Dla mnie, jeśli ktoś chce być z drugą osobą na zawsze, ale nie chce się z nią ożenić, oznacza sprzeczność samą w sobie. Albo wóz, albo przewóz. Po to jest właśnie czas narzeczeństwa, żeby to rozeznać, przygotować się, upewnić.
Jej Bartt - Ty naprawdę jesteś lekko zaślepiony i uważasz, że tylko małżeństwo daje szczęście,radość,miłość,prawdziwą więź .... a wszystko inne to "BE".
Wygodniej??? W jakim sensie???
Pojęcia-zabawne,że wspominasz :)))Małżonek - partner - konkubent -narzeczony - a we wszystkich tych przypadkach ważne, że ludzie się kochają. I nazewnictwo tu nie ma znaczenia. Kolejny frazes- MIŁOŚĆ najważniejsza.
10 stycznia 2012 23:34 | ID: 723329
Sex przed ślubem TAK.Moze przecież sie okazać ze chociaż w życiu jest super to niestety temperamenty sa inne i mogą być też inne dopasowania.Po co sie później męczyc lub wydawać kase na rozwód.
No... praktycznie podejście. Co z tego, że ktoś jest świetnym mężem/żoną, skoro różnie się w łóżku układa... i ile się na rozwodzie zaoszczędzi!
sex w małżeństwie czy w związku baardzo ważna sprawa ! bedac w związku - uczymy się siebie na wzajem.. a jeżeli po ślubie miałabym mężowi tłumaczyć co i jak a on mi i mialo by nam to zająć nie wiadomomo ile...
no ale każdy żyje po swojemu ,,, według swoich wierzeń ..
11 stycznia 2012 00:21 | ID: 723351
Ale tu przyznam Ci rację, że oświadczyny są teoretycznie zapytaniem - "czy zechcesz być moją żoną?" I zaczyna się okres narzeczeństwa. I teoretycznie myślenie o ślubie.
Jednak w praktyce spotykane są przypadki par,które nie wierzą w instytucję małżeństwa lub jakieś zdarzenia spowodowały, że narzeczeństwo trwa dluuugie lata. Wszystko to w miłości i szczęściu. Oświadczyny mogą być zatem pytaniem o bycie razem, na zawsze - taka deklaracja przed samym sobą. Nazywanie siebie narzeczeństwem jest lepsze od nazywania siebie konkubinem/ konkubiną(niestety te określenia nabrały pejoratywnego znaczenia).
Ileż tu teoretyzowania! Rozumiem - interpretacje, prawnicy też podobno mają po kilka do każdego przepisu ...
Co do wydźwięku słów - dokończę niżej.
Sex przed ślubem TAK.Moze przecież sie okazać ze chociaż w życiu jest super to niestety temperamenty sa inne i mogą być też inne dopasowania.Po co sie później męczyc lub wydawać kase na rozwód.
No... praktycznie podejście. Co z tego, że ktoś jest świetnym mężem/żoną, skoro różnie się w łóżku układa... i ile się na rozwodzie zaoszczędzi!
10/10
Jak to się niektórzy męczą, oj męczą, ciekawe to aż... Jakoś nie wierzę, żeby tak super w życiu było i nagle klapa w tych sferach. Grubymi nićmi to podszyte i pewnie ktoś ma w tym interes.
Bart mam do Ciebie osobiste pytanie.Czy jesteś mocno związany z kościołem?
Pozwolę sobie się wtrącić, choć pytanie nie do mnie. Co oznacza mocne związanie z kościołem (abstrahując - budynkiem czy wspólnotą, bo z zapisu to nie wynika) i czy to coś złego, dobrego, bo nie za bardzo rozumiem związek z tematem. Na WoSie (świecka szkoła) mnie uczyli, że rodzina jest podstawową komórką społeczną, paru innych rzeczy również. Jesli znam konsekwencje współżycia, to nie mam problemu z określeniem, dla kogo ono jest.
Nazywanie siebie narzeczeństwem jest lepsze od nazywania siebie konkubinem/ konkubiną(niestety te określenia nabrały pejoratywnego znaczenia).
Pejoratywnego? Dobre sobie! To, że mają swój konkretny wydźwięk niczego nie zmienia. Ludzie chcą się nazywać narzeczonymi, a nie konkubentami, bo tak jest najzwyczajniej w świecie wygodniej. Ale zmiana pojęć niczego w rzeczywistości nie zmieni. Narzeczeni, to ludzie którzy przygotowują się do małżeństwa. Dla mnie, jeśli ktoś chce być z drugą osobą na zawsze, ale nie chce się z nią ożenić, oznacza sprzeczność samą w sobie. Albo wóz, albo przewóz. Po to jest właśnie czas narzeczeństwa, żeby to rozeznać, przygotować się, upewnić.
Jej Bartt - Ty naprawdę jesteś lekko zaślepiony i uważasz, że tylko małżeństwo daje szczęście,radość,miłość,prawdziwą więź .... a wszystko inne to "BE".
Wygodniej??? W jakim sensie???
Pojęcia-zabawne,że wspominasz :)))Małżonek - partner - konkubent -narzeczony - a we wszystkich tych przypadkach ważne, że ludzie się kochają. I nazewnictwo tu nie ma znaczenia. Kolejny frazes- MIŁOŚĆ najważniejsza.
Wygodniej - bez zobowiązań na całe życie.
Co do wyliczanki pojęć ... a ktoś tu się sprzeczał o nazewnictwo w innym wątku, czepiał się słówek, oj czepiał.
Jak ja rozumiem powyższe słowa: małżonek - mający żonę, partner - np. w interesach, konkubent - mieszkający pod jednym dachem, bez rejestracji cywilnej związku, narzeczony - przyrzeczony drugiej osobie, w przyszłości mąż, żona.
Każde znaczy co innego, ewentualnie kolejne etapy relacji.
Owszem, we wszystkich przypadkach najważniejsza jest miłość, ale miłość nie równa się seks.
a jeżeli po ślubie miałabym mężowi tłumaczyć co i jak a on mi i mialo by nam to zająć nie wiadomo ile...
Po ślubie macie na to całe życie razem. Swoją drogą - pieski i kotki potrafią, a Ty się boisz, że trzeba będzie tłumaczyć?
11 stycznia 2012 00:53 | ID: 723365
Ale tu przyznam Ci rację, że oświadczyny są teoretycznie zapytaniem - "czy zechcesz być moją żoną?" I zaczyna się okres narzeczeństwa. I teoretycznie myślenie o ślubie.
Jednak w praktyce spotykane są przypadki par,które nie wierzą w instytucję małżeństwa lub jakieś zdarzenia spowodowały, że narzeczeństwo trwa dluuugie lata. Wszystko to w miłości i szczęściu. Oświadczyny mogą być zatem pytaniem o bycie razem, na zawsze - taka deklaracja przed samym sobą. Nazywanie siebie narzeczeństwem jest lepsze od nazywania siebie konkubinem/ konkubiną(niestety te określenia nabrały pejoratywnego znaczenia).
Ileż tu teoretyzowania! Rozumiem - interpretacje, prawnicy też podobno mają po kilka do każdego przepisu ...
Nazywanie siebie narzeczeństwem jest lepsze od nazywania siebie konkubinem/ konkubiną(niestety te określenia nabrały pejoratywnego znaczenia).
Pejoratywnego? Dobre sobie! To, że mają swój konkretny wydźwięk niczego nie zmienia. Ludzie chcą się nazywać narzeczonymi, a nie konkubentami, bo tak jest najzwyczajniej w świecie wygodniej. Ale zmiana pojęć niczego w rzeczywistości nie zmieni. Narzeczeni, to ludzie którzy przygotowują się do małżeństwa. Dla mnie, jeśli ktoś chce być z drugą osobą na zawsze, ale nie chce się z nią ożenić, oznacza sprzeczność samą w sobie. Albo wóz, albo przewóz. Po to jest właśnie czas narzeczeństwa, żeby to rozeznać, przygotować się, upewnić.
Jej Bartt - Ty naprawdę jesteś lekko zaślepiony i uważasz, że tylko małżeństwo daje szczęście,radość,miłość,prawdziwą więź .... a wszystko inne to "BE".
Wygodniej??? W jakim sensie???
Pojęcia-zabawne,że wspominasz :)))Małżonek - partner - konkubent -narzeczony - a we wszystkich tych przypadkach ważne, że ludzie się kochają. I nazewnictwo tu nie ma znaczenia. Kolejny frazes- MIŁOŚĆ najważniejsza.
Wygodniej - bez zobowiązań na całe życie.
Co do wyliczanki pojęć ... a ktoś tu się sprzeczał o nazewnictwo w innym wątku, czepiał się słówek, oj czepiał.
Jak ja rozumiem powyższe słowa: małżonek - mający żonę, partner - np. w interesach, konkubent - mieszkający pod jednym dachem, bez rejestracji cywilnej związku, narzeczony - przyrzeczony drugiej osobie, w przyszłości mąż, żona.
Każde znaczy co innego, ewentualnie kolejne etapy relacji.
Owszem, we wszystkich przypadkach najważniejsza jest miłość, ale miłość nie równa się seks.
Witaj Kasiu ponownie :)
No właśnie sobie tak dyskutujemy i nie o teoriach, tylko o życiu, o ludziach, troszkę o miłości z sexem w tle :)
Kto mówi, że bez zobowiązań??? Ludzie nie muszą być małżonkami,żeby prowadzić wspólnie gospodarstwo domowe, mieć wspólne finanse, wspólny dorobek, ,zwierzaki. Nie muszą być małżonkami, żeby mieć dzieci!!!
To są już jakieś zobowiązania.
Żeby nie fatygować Cię do czytania wszystkich postów zaznaczę raz jeszcze: dla mnie sex jest dla osób dojrzałych i świadomych. I nie ma dla mnie nic zdrożnego a fakcie, że dwoje dorosłych,kochających się ludzi uprawia sex nie będąc małżonkiem.
11 stycznia 2012 01:52 | ID: 723379
Jej Bartt - Ty naprawdę jesteś lekko zaślepiony i uważasz, że tylko małżeństwo daje szczęście,radość,miłość,prawdziwą więź .... a wszystko inne to "BE".
Nigdzie tak nie powiedziałem. Napisałem jedynie, że celem związku jest małeństwo, a narzeczeństwo to okres bezpośredniego przygotowania do małżeństwa, etap drogi, a nie cel.
Pojęcia-zabawne,że wspominasz :)))Małżonek - partner - konkubent -narzeczony - a we wszystkich tych przypadkach ważne, że ludzie się kochają. I nazewnictwo tu nie ma znaczenia. Kolejny frazes- MIŁOŚĆ najważniejsza.
Właśnie, że ma dużo do rzeczy. Mąż to nie narzeczony, dziewczyna to nie żona. Na każdym etapie związku inna jest relacja między ludźmi, inne sa granice - "świeża" para zasady nie powinna pozwalać sobie na to, na co narzeczeni, a narzeczeni na to, na co małżonkowie - choćby na wspólne mieszkanie i sex.
Sex przed ślubem TAK.Moze przecież sie okazać ze chociaż w życiu jest super to niestety temperamenty sa inne i mogą być też inne dopasowania.Po co sie później męczyc lub wydawać kase na rozwód.
No... praktycznie podejście. Co z tego, że ktoś jest świetnym mężem/żoną, skoro różnie się w łóżku układa... i ile się na rozwodzie zaoszczędzi!
sex w małżeństwie czy w związku baardzo ważna sprawa ! bedac w związku - uczymy się siebie na wzajem.. a jeżeli po ślubie miałabym mężowi tłumaczyć co i jak a on mi i mialo by nam to zająć nie wiadomomo ile...
no ale każdy żyje po swojemu ,,, według swoich wierzeń ..
Ciekawe, że ten nasz gatunek jeszce nie wyginął, skoro trzeba tak tłumczyć i pokazywać.
I nigdzie nie negowałem tego, że sex miałby być nieważny - wręcz przeciwnie, jest bardzo ważny, dlatego zarezerwowany tylko dla małżonków.
Żeby nie fatygować Cię do czytania wszystkich postów zaznaczę raz jeszcze: dla mnie sex jest dla osób dojrzałych i świadomych. I nie ma dla mnie nic zdrożnego a fakcie, że dwoje dorosłych,kochających się ludzi uprawia sex nie będąc małżonkiem.
A dla mnie jest. Możesz powiedzieć, że to ich sprawa. I będsziesz miała rację. Ale moja ocena tego czynu to moja sprawa - dlatego uważam to za coś niewłaściwego. Sex jest dla małżonków, którzy powinni być dojrzali i świadomi.
11 stycznia 2012 13:16 | ID: 723687
Pojęcia-zabawne,że wspominasz :)))Małżonek - partner - konkubent -narzeczony - a we wszystkich tych przypadkach ważne, że ludzie się kochają. I nazewnictwo tu nie ma znaczenia. Kolejny frazes- MIŁOŚĆ najważniejsza.
Właśnie, że ma dużo do rzeczy. Mąż to nie narzeczony, dziewczyna to nie żona. Na każdym etapie związku inna jest relacja między ludźmi, inne sa granice - "świeża" para zasady nie powinna pozwalać sobie na to, na co narzeczeni, a narzeczeni na to, na co małżonkowie - choćby na wspólne mieszkanie i sex.
Żeby nie fatygować Cię do czytania wszystkich postów zaznaczę raz jeszcze: dla mnie sex jest dla osób dojrzałych i świadomych. I nie ma dla mnie nic zdrożnego a fakcie, że dwoje dorosłych,kochających się ludzi uprawia sex nie będąc małżonkiem.
A dla mnie jest. Możesz powiedzieć, że to ich sprawa. I będsziesz miała rację. Ale moja ocena tego czynu to moja sprawa - dlatego uważam to za coś niewłaściwego. Sex jest dla małżonków, którzy powinni być dojrzali i świadomi.
No właśnie powinni być! Małżeństwo nie gwarantuje dojrzałości,świadomości i odpowiedzialności. Stajesz się małżonkiem i jak za czarodziejską różdżką-czary -mary-ideały ?:)
Bartt chyba ogłoszę święto-Ty się ze mną zgadzasz a ja z Tobą :) Każdy podejmuje w życiu tysiące decyzji - każdy posiada własną wolę i wolność wyborów. A każdy odpowiedzialny ponosi konsekwencje swoich decyzji - jakąkolwiek drogę wybierze.
Niewłaściwe może być ocenianie,potępianie... Ja szanuję instytucję małżeńską i daj Boże- szczęście wszystkim małżonką. Szanuję też ludzi,którzy nie uznają tej instytucji - im również najlepiej życzę.
11 stycznia 2012 15:11 | ID: 723791
Nazywanie siebie narzeczeństwem jest lepsze od nazywania siebie konkubinem/ konkubiną(niestety te określenia nabrały pejoratywnego znaczenia).
Pejoratywnego? Dobre sobie! To, że mają swój konkretny wydźwięk niczego nie zmienia. Ludzie chcą się nazywać narzeczonymi, a nie konkubentami, bo tak jest najzwyczajniej w świecie wygodniej. Ale zmiana pojęć niczego w rzeczywistości nie zmieni. Narzeczeni, to ludzie którzy przygotowują się do małżeństwa. Dla mnie, jeśli ktoś chce być z drugą osobą na zawsze, ale nie chce się z nią ożenić, oznacza sprzeczność samą w sobie. Albo wóz, albo przewóz. Po to jest właśnie czas narzeczeństwa, żeby to rozeznać, przygotować się, upewnić.
Ale chcieć nie znaczy móc... To jak długo można nazywać się narzeczonymi? Ile czasu powinno minąć od zaręczyn do ślubu? To jest przecież względne...
11 stycznia 2012 15:41 | ID: 723800
Nazywanie siebie narzeczeństwem jest lepsze od nazywania siebie konkubinem/ konkubiną(niestety te określenia nabrały pejoratywnego znaczenia).
Pejoratywnego? Dobre sobie! To, że mają swój konkretny wydźwięk niczego nie zmienia. Ludzie chcą się nazywać narzeczonymi, a nie konkubentami, bo tak jest najzwyczajniej w świecie wygodniej. Ale zmiana pojęć niczego w rzeczywistości nie zmieni. Narzeczeni, to ludzie którzy przygotowują się do małżeństwa. Dla mnie, jeśli ktoś chce być z drugą osobą na zawsze, ale nie chce się z nią ożenić, oznacza sprzeczność samą w sobie. Albo wóz, albo przewóz. Po to jest właśnie czas narzeczeństwa, żeby to rozeznać, przygotować się, upewnić.
Ale chcieć nie znaczy móc... To jak długo można nazywać się narzeczonymi? Ile czasu powinno minąć od zaręczyn do ślubu? To jest przecież względne...
W jakim sensie "jak długo można nazywać siebie narzeczonymi?" ? To przecież oczywiste - albo są zaręczeni, albo nie. Równie dobrze można spytać, jak długo mogę kwadrat nazywać kwadratem?
Celem narzeczeństwa jest małżeństwo. I nie ma innej opcji. Jak sobie oboje odpuszczają ślub, to decydują się zwyczajnie żyć na kocią łapę, bez względu na to, w jakie słowa by tego nie ubrali.
11 stycznia 2012 16:04 | ID: 723814
W jakim sensie "jak długo można nazywać siebie narzeczonymi?" ? To przecież oczywiste - albo są zaręczeni, albo nie. Równie dobrze można spytać, jak długo mogę kwadrat nazywać kwadratem?
Celem narzeczeństwa jest małżeństwo. I nie ma innej opcji. Jak sobie oboje odpuszczają ślub, to decydują się zwyczajnie żyć na kocią łapę, bez względu na to, w jakie słowa by tego nie ubrali.
No ja np. znam takie przypadki, kiedy od zaręczyn do ślubu mija 8-10 lat...
11 stycznia 2012 16:08 | ID: 723815
W jakim sensie "jak długo można nazywać siebie narzeczonymi?" ? To przecież oczywiste - albo są zaręczeni, albo nie. Równie dobrze można spytać, jak długo mogę kwadrat nazywać kwadratem?
Celem narzeczeństwa jest małżeństwo. I nie ma innej opcji. Jak sobie oboje odpuszczają ślub, to decydują się zwyczajnie żyć na kocią łapę, bez względu na to, w jakie słowa by tego nie ubrali.
No ja np. znam takie przypadki, kiedy od zaręczyn do ślubu mija 8-10 lat...
Ja znam rozpiętość od kilku miesięcy do kilku lat. Ale zawsze oboje dążyli do ślubu. Dla nich nie było pytania, czy brać ślub czy nie - dla nich pytanie było "kiedy?". I przy tym starali się żyć tak, jak powinni żyć narzeczeni - więc nie było mieszkania razem, dzieci, itd. - na to czekali do ślubu. A czemu się im przedłużało? Bo w międzyczasie nabierali wątpliwości, bo przeżywali takie trudności, że nie wiedzieli, czy będą jeszcze razem... ale ostatecznie im się udało.
11 stycznia 2012 16:11 | ID: 723816
W jakim sensie "jak długo można nazywać siebie narzeczonymi?" ? To przecież oczywiste - albo są zaręczeni, albo nie. Równie dobrze można spytać, jak długo mogę kwadrat nazywać kwadratem?
Celem narzeczeństwa jest małżeństwo. I nie ma innej opcji. Jak sobie oboje odpuszczają ślub, to decydują się zwyczajnie żyć na kocią łapę, bez względu na to, w jakie słowa by tego nie ubrali.
No ja np. znam takie przypadki, kiedy od zaręczyn do ślubu mija 8-10 lat...
Ja znam rozpiętość od kilku miesięcy do kilku lat. Ale zawsze oboje dążyli do ślubu. Dla nich nie było pytania, czy brać ślub czy nie - dla nich pytanie było "kiedy?". I przy tym starali się żyć tak, jak powinni żyć narzeczeni - więc nie było mieszkania razem, dzieci, itd. - na to czekali do ślubu. A czemu się im przedłużało? Bo w międzyczasie nabierali wątpliwości, bo przeżywali takie trudności, że nie wiedzieli, czy będą jeszcze razem... ale ostatecznie im się udało.
Pary, o których pisze też wreszcie żlub wzięły no i...chyba też do niego dążyły - skoro były zaręczyny i ślub w końcu był. Jednak niektórzy mieszkali przed slubem razem, niektórzy mieli dzieci...
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.