-
Nadesłane przez: Ulinka
dnia 01-04-2010 02:08
Już nie ma starych panien i kawalerów. Teraz są single. Coraz więcej ludzi świadomie wybiera życie w pojedynkę. To ci, którzy cenią sobie niezależność, chcą mieć czas na zabawę, intensywnie poznają świat. Są i tacy, którym po prostu tak się życie ułożyło, ich decyzja o życiu w pojedynkę to często dzieło przypadku, singlem zostali z konieczności, gdyż nie spotykali na swojej drodze "tej jedynej" lub "tego jedynego".
Sondaż CBOP z 2008 roku podaje, że ludzi w wieku od dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu lat żyjących w pojedynkę mamy w Polsce około pięciu milionów i liczba ta ciągle rośnie.
W Europie singli jest już sto sześćdziesiąt milionów. Zjawisko więc raczej nie zniknie, lecz będzie narastało.
Bycie singlem ma swoje blaski i cienie. Często zdarza mi się usłyszeć: „Ale ci zazdroszczę, możesz robić co tylko zechcesz!” To prawda. Jest wiele plusów bycia singielką. Można robić co się chce, cieszyć się swobodą, ma się czas na swoje przyjemności, na spotkania z kim i kiedy się chce. Nie trzeba się nikomu podporządkowywać. Zarobione pieniądze wydaje się tylko na siebie. To jedna strona medalu.
Jest jeszcze druga. Nie ma nikogo obok, komu można opowiedzieć o swoich radościach i smutkach. Nie ma z kim spędzić urlopu, pójść na Sylwestra. Nie ma kto wnieść szafy na trzecie piętro i naprawić cieknącego kranu. Nie ma do kogo się przytulić i wreszcie nie ma regularnego życia seksualnego. Nie ma dzieci i związanych z ich wychowaniem kłopotów i radości.
Single przywiązują się do swojej niezależności i bywa, że po latach nie są w stanie zaangażować się na tyle, by dobrze poznać nowego partnera - nawet jeśli jest interesujący. Trudno jest im się wysilić na budowanie, utrzymanie i dbanie o związek. Coraz trudniej jest im poznać odpowiednią osobę, którą mogliby w pełni zaakceptować.
Czy samotne życie może być fascynujące? To zależy tylko od nas samych. Samotność jest stanem duszy, bycie z drugim człowiekiem wcale nie daje gwarancji, że się jej uniknie.
Niewielu jest jednak singli, którzy każdej miłości mówią stanowcze "NIE". W głębi duszy każdy marzy o miłości, mimo, że odkłada ją na później. Przybiera maskę singla z wyboru, by nie odpowiadać na pytania typu: „Dlaczego taka kobieta jak ty dotychczas nie wyszła za mąż?” Ja, by uciąć dalsze pytania i uniknąć tłumaczenia, odpowiadam wtedy, że nikt mnie nie chciał...
-
Nadesłane przez: Ulinka
dnia 28-03-2010 01:39
Mamy kolejny skandal w wykonaniu seksuologa. Po Andrzeju Samsonie, profesor Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, Lechosław Gapik jest drugim seksuologiem, który sprzeniewierzył się kodeksowi etycznemu. Oskarżony jest przez swoje pacjentki o molestowanie.
Sprawa jest tym bardziej bulwersująca, że prof. Gapik, jest jednym z 20 superwizorów Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, czyli terapeutów mających uprawnienia do kontrolowania pracy innych specjalistów w tej dziedzinie. Uważany był za wybitnego psychologa i eksperta z zakresu psychoterapii zaburzeń seksualnych i autorytet od hipnoterapii.
Z reguły, wizyta u seksuologa jest dla potencjalnego pacjenta, sytuacja trudną. Kojarzy się albo z dużym wstydem, albo z przekonaniem o tym, że osoby korzystające z usług seksuologa cierpią na zaburzenia lub dewiacje seksualne.
Mity te powodują, że wiele osób, które powinny skorzystać z pomocy seksuologa i którym seksuolog mógłby pomóc, nie decydują się na taką wizytę. Te, które zdecydowałyby się, mogą tego teraz nie uczynić w obawie, że zostaną wykorzystane seksualnie.
Po tym kolejnym już skandalu, można spodziewać się spadku zaufania do psychologów, seksuologów czy psychoterapeutów. Środowisko seksuologów powinno zastanowić się jak odbudować zaufanie pacjentów i jak w przyszłości uniknąć podobnych sytuacji.
Potencjalne pacjentki muszą zaś wiedzieć jak powinna wygladać wizyta u seksuologa, na czym będzie polegała terapia i określić jej granice.
-
Nadesłane przez: Ulinka
dnia 27-03-2010 01:46
Wśród dziesiątek seriali, które wypełniają programy telewizyjne wszystkich stacji, moim ulubionym jest „Licencja na wychowanie”.
Jest to opowieść o problemach dwóch współczesnych rodzin, Leszczyńskich i Barańskich, preferujących skrajnie różne modele wychowania.
Barańscy, to typowa tradycjonalistyczna, konserwatywna, prawicowa rodzina z przedmieścia. Matka, mimo ukończonych studiów, sprawia wrażenie typowej kury domowej, wychowuje czwórkę dzieci i na tej płaszczyźnie czuje się najlepiej. Ojciec utrzymuje dom, ale to nie jego opinia jest w nim najważniejsza.
Leszczyńscy są nowocześni, liberalni, lewicowi. Matka rozwija się zawodowo, mąż wychowuje syna i pasierbicę. Pozostaje bezrobotny, bo nie umie się zdecydować, jaką ścieżkę kariery wybrać.
U Barańskich stawia się na tradycję, szanuje ją, ale dzieci ja odrzucają. U Leszczyńskich w zasadzie zrywa się z tradycją, ale dzieci, zwłaszcza młodszy, do niej lgną.
To, co łączy obie rodziny, to fakt, że bardzo starają się wychować swoje dzieci na porządnych ludzi i zapewnić im jak najlepszy start, a zderzenie ich dobrych chęci z czasem opłakanymi skutkami ich działań, jest źródłem komizmu w tym serialu.
Całkiem zgrabne dialogi, całkiem niezła obsada i humor połączony ze wspaniałą grą aktorów, sprawiają, że ogląda się serial z przyjemnością. Aktorzy, poza Fraszyńską i Kosińskim, są mało znani i uważam, że jest to plus tego serialu, bowiem oglądając inne, czasami można stracić orientację, który się ogląda, gdyż we wszystkich obsadzani są ci sami aktorzy.
Niestety, okazuje się, że nowa propozycja Dwójki cieszy się mniejszą popularnością niż nadawane w tym samym czasie antenowym programy konkurencji, „TVN ("Detektywi" oraz "Fakty), Jedynka ("Jaka to melodia?" i Wieczorynka), Polsatu ("Wydarzenia").
Mimo to, polecałabym "Licencję na wychowanie" tym wszystkim, którzy chcą uciec od seriali wzorowanych na zagranicznych, tak jak „Klub szalonych dziewic” , czy od serialu „Usta Usta, będącego adaptacją filmu angielskiego, czy też od "Majki", który jak nic przypomina nowelę południowoamerykańską.