Gdy dowiedziałem się, że Szwajcarzy w referendum opowiedzieli się przeciw budowie minaretów w ich kraju, bardzo się ucieszyłem. Wszak to już najwyższy czas, aby Europa otworzyła oczy i zorientowała się, że Islam zalewa Stary Kontynent.
Ale po chwili refleksji i przeczytaniu artykułu Tomasza Terlikowskiego zmieniłem zdanie... Zrozumiałem, że tak naprawdę stała się rzecz zła.
Zaraz po opublikowaniu wstępnych wyników postępowi, oświeceni euroentuzjaści zaczęli krzyczeć, że pójdą z tym do ETSu. Bo przecież taka wola ludu ogranicza wolność religijną. I wiecie co... mają rację. Oczywiste jest, że ich pojęcie wolności religijnej jest dość ograniczone i wybiórcze, bo minarety im nie przeszkadzają, ale krzyże już kują w oczy... Ale jakby nie było, nie wolno w drodze jakiegoś referendum ograniczać podstawowych praw człowieka - a tutaj jednak je ograniczono. Skoro my, chrześcijanie domagamy się, aby respektować nasze prawa - powinniśmy też pilnować, żeby nie czyniono żadnych wyłomów w prawach człowieka dotyczących religii... Jeśli dziś zakazali minaretów, jutro mogą zakazać kościołów...
Druga sprawa to reakcja muzułmańskiego świata na to, co się stało... na razie cisza ale pamiętacie, co stało się we Francji, gdy zakazano noszenia burek? Albo gdy Policja zastrzeliła arabskiego złodzieja? Przedmieścia największych miast zapłonęły...
Trzeci argument, zdawać by się mogło że niedostrzegalny... Kościół Katolicki w krajach komunistycznych był prężny, gdyż ludzi przy Bogu jednoczyło pragnienie wolności. Im więcej represji czerwona władza kierowała wobec katolików, tym mocniej trwali oni w Kościele. I m.in. dlatego, gdy Jan Paweł II wołał "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi, tej Ziemi" jego słowa spotkały się z niespotykaną reakcją, i grube czerwone mury zaczęły pękać...
Wynik szwajcarskiego referendum ogranicza muzułmanów nie tylko w sferze religijnej, ale i w kulturowej - wszak minarety i meczety to część ich kultury - np. w Niemczech wokół meczetów "kręci się" całe kulturalne życie islamskich emigrantów. Jeśli muzułmanie poczują się uciskani, mogą zewrzeć swoje szeregi, meczety mogą zapełnić się "letnimi muzułmanami" którzy w normalnych warunkach by tam nie trafili...
Jestem przeciwny islamizacji Europy i z bezradnością patrzę, jak "tolerancyjni" Europejczycy oddają swój kontynent bez jednego wystrzału. Muzułmanie w Europie zachęcają do przechodzenia na Islam, we Włoszech roztaczają przed kobietami piękną wizję wiary w Allaha, we Francji domagają się coraz to nowych meczetów, w Hiszpanii chcą zamiany pustych katolickich kościołów na meczety. Słowem nie wspominają, że w ich krajach kobieta ma tyle do powiedzenia, co przydomowy kot czy krowa, że chrześcijanie muszą liczyć się z represjami władzy oraz społecznymi reakcjami częstokroć kończącymi się męczeńską śmiercią wierzących w Jezusa. Nie chwalą się tym, jak w Indiach palą kościoły... Zachęcają każdego do przejścia na Islam, ale nie wspominają o tym, że porzucić ich wiarę można tylko z własną głową.
My mówimy im o tolerancji, chcemy pokazać jak bardzo jesteśmy "otwarci"... a oni się śmieją, gdy słyszą "tolerancja". W Europie islamskie kobiety stosują zazwyczaj tzw. prawo brzucha, czyli mają minimum około 5 dzieci - dzięki temu jest ich coraz więcej... w ten sposób m.in. Serbia straciła Kosowo, bo nagle okazało się, że wyznawców Islamu jest tam o wiele więcej niż Serbów... A my? A my się zabezpieczamy, skrobiemy, czynimy z aborcji "podstawowe prawo kobiety".
Ech... przydałby się Jan III Sobieski.