Prawie w każdym związku, małżeństwie zdarzają się kryzysy. Raz są mniejsze raz większe. Nie raz mamy ochotę pobyć sami kilka dni nie raz wystarczy zimny prysznic i nam przechodzi.
Jak sobie radzicie z kryzysem?
11 lipca 2011 21:23 | ID: 585154
Ja mam dzisiaj kryzys a nie jestem w malzenstwie ...sama ze soba i nie mam z kim pogadac
11 lipca 2011 21:23 | ID: 585155
Ja mam dzisiaj kryzys a nie jestem w malzenstwie ...sama ze soba i nie mam z kim pogadac
To dobrze trafiłaś tu możesz się wygadać
11 lipca 2011 21:25 | ID: 585160
Ja mam dzisiaj kryzys a nie jestem w malzenstwie ...sama ze soba i nie mam z kim pogadac
to się tu wygadaj napewno pomoże :)
wracając do tematu najlepsze jest wyjaśnienie wszystkiego szczera rozmowa a poza tym spacer lub poprostu cisza
11 lipca 2011 21:27 | ID: 585162
Ja mam dzisiaj kryzys a nie jestem w malzenstwie ...sama ze soba i nie mam z kim pogadac
to się tu wygadaj napewno pomoże :)
wracając do tematu najlepsze jest wyjaśnienie wszystkiego szczera rozmowa a poza tym spacer lub poprostu cisza
Tylko nie raz nie ma czego wyjaśniać bo kryzys jest z niczego ;)
U mnie wiele razy pomagało- przeczekanie
11 lipca 2011 21:30 | ID: 585165
Najlepiej to mi sie gada samej ze soba ....Nigdy wiecej nie bede sie rozliczac z U S ...komornik zabral mi ulge prorodzinna Kiedys komus podpisywalam kredyt teraz musze placic Zgroza!!!!
11 lipca 2011 21:31 | ID: 585166
Ja mam dzisiaj kryzys a nie jestem w malzenstwie ...sama ze soba i nie mam z kim pogadac
Na nas zawsze możesz liczyć
A wracając do tematu-to przeczekanie i cisza.
11 lipca 2011 21:35 | ID: 585173
Najpierw muszę być sama. Pomyśleć, przemyśleć, przeanalizować, powkurzać się, popłakać, nie odzywać, zbywać milczeniem. A później mnie łamie. I zaczynamy rozmawiać. Tyle, ile potrzeba, nic na siłę, nie staram się na siłę rozwiązać od razu problem czy pogodzić, bo to jest sztuczne. To musi naturalnie wyjść. A później stopniowo jest lepiej. Najważniejsze, to do niczeego się nie zmuszać (pogodzenie się, przeprosiny, rozmowa) jeśli nie jesteśmy na to gotowi, bo w ten sposób tylko wzrasta frustracja.
11 lipca 2011 21:36 | ID: 585175
Najpierw muszę być sama. Pomyśleć, przemyśleć, przeanalizować, powkurzać się, popłakać, nie odzywać, zbywać milczeniem. A później mnie łamie. I zaczynamy rozmawiać. Tyle, ile potrzeba, nic na siłę, nie staram się na siłę rozwiązać od razu problem czy pogodzić, bo to jest sztuczne. To musi naturalnie wyjść. A później stopniowo jest lepiej. Najważniejsze, to do niczeego się nie zmuszać (pogodzenie się, przeprosiny, rozmowa) jeśli nie jesteśmy na to gotowi, bo w ten sposób tylko wzrasta frustracja.
Mam dokładnie tak samo! Najpierw z problemem trzeba pobyć samemu by wszystko sobie ułożyć i dopiero przejść do rozmowy
11 lipca 2011 21:43 | ID: 585182
A jak Wasi mężczyźni przeżywają kryzys? Ciągną za język by jak najszybciej rozwiązać problem czy milczą? Bo i u mnie i u Niego jest podobnie, jak napisałam.
11 lipca 2011 21:44 | ID: 585185
U mnie obydwoje musimy pomilczeć i albo omawiamy 'problem' albo rozchodzi się wszystko po kościach :)
11 lipca 2011 21:45 | ID: 585187
Mój Mąż ma rewelacyjnie antykryzysową pracę :) Przez to, że tak ciągle wyjeżdża to ciągle jesteśmy ztęsknieni za sobą i nie kłócimy się własciwie wcale. Zdarzają się oczywiście różnice zdań, bo za nudno by było w związku ale żaden kryzys jeszcze nas nie dotknął. Szkoda czasu na kryzysy.
11 lipca 2011 21:48 | ID: 585192
Mój Mąż ma rewelacyjnie antykryzysową pracę :) Przez to, że tak ciągle wyjeżdża to ciągle jesteśmy ztęsknieni za sobą i nie kłócimy się własciwie wcale. Zdarzają się oczywiście różnice zdań, bo za nudno by było w związku ale żaden kryzys jeszcze nas nie dotknął. Szkoda czasu na kryzysy.
Zauważyłam, że jak Łukasz był w wojsku to nie było kryzysów jednak na odległość ciężko się kłócić, a jak przyjeżdżał to mieliśmy tak mało czasu razem, że nie było czasu na kłótnię ;)
11 lipca 2011 21:51 | ID: 585198
Mój Mąż ma rewelacyjnie antykryzysową pracę :) Przez to, że tak ciągle wyjeżdża to ciągle jesteśmy ztęsknieni za sobą i nie kłócimy się własciwie wcale. Zdarzają się oczywiście różnice zdań, bo za nudno by było w związku ale żaden kryzys jeszcze nas nie dotknął. Szkoda czasu na kryzysy.
Zauważyłam, że jak Łukasz był w wojsku to nie było kryzysów jednak na odległość ciężko się kłócić, a jak przyjeżdżał to mieliśmy tak mało czasu razem, że nie było czasu na kłótnię ;)
Coś w tym musi być ;) Trza po prostu Męża/chłopaka/narzeczonego od czasu do czasu gdzieś zsyłać/wysyłać i nie będzie kryzysów hihi.
11 lipca 2011 22:02 | ID: 585216
My mamy zasad, aby nigdy nie isc do lozka skłóconym. Jak dotad pare ladnych lat juz nam sie udaje. Juz przy pierwszej klotni dawno temu, powiedzialam mezowi, ze na mnie jest tylko jeden sposob: nic nie mowic, przytulic mnie i pocalowac. Wtedy zawsze obojgu nerwy opadaja i kazdy powod klotni wydaje sie banalny. Po takim "ostygnieciu" zaczynamy rozmawiac i szukac rozwiazania problemu. Czasem i ta rozmowa znowu prowadzi do klotni... i caly proces zaczyna sie od nowa :D
11 lipca 2011 23:57 | ID: 585347
Mój Mąż nie umie się długo gniewać, ja zresztą też nie....
12 lipca 2011 00:02 | ID: 585352
czasami sie zdarzy kryzys jedno godzinny nieumniemy sie na siebie dluzej gniewać u nas niema tzw ciche dni..
12 lipca 2011 00:30 | ID: 585380
U nas są głośne dni jak coś. No ale przynajmniej jak się wykrzyczymy to emocje opadają.
12 lipca 2011 00:39 | ID: 585388
u nas?podobno w naszym związku to jaa mam kryzysy.moj mąż został skrzywdzony przez swoich rodziców i nie chce,nie lubi,nie umie sie kłocić.to zazwyczzaj ja wszczynam kłotnie,nie odzywam sie,przegryzam,przemilcze i przepraszam nawet jesli to nie była do końca moja wina,czy powód.Dlaczego przepraszam bo on to strasznie przeżywa i ja mu funduje takie same piekło jak jego rodzice sobie i jemu.ale u nas takich sytuacji jest bardzo mało i mimo ze jestesmy prawie całymi dniami razem to ciagle za sobą tesknimy...
12 lipca 2011 05:02 | ID: 585430
Hmm...
Moze przeczekanie, przemileczenie a potem rozmowa?
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.