Prawie w każdym związku, małżeństwie zdarzają się kryzysy. Raz są mniejsze raz większe. Nie raz mamy ochotę pobyć sami kilka dni nie raz wystarczy zimny prysznic i nam przechodzi.
Jak sobie radzicie z kryzysem?
12 lipca 2011 07:57 | ID: 585452
Oczywiście, kryzysy bywają w najbardziej kochajacych się związkach. U nas również. My jakoś nie potrafimy długo się gniewać, nie wyobrażam sobie spać w jednym łóżku i być na siebie obrażonym. Ale zdecydowanie bardziej czepialski jest mój mężczyzna, ja jestem bardziej tolerancyjna. No cóż mężczyzni są chyba większymi zazdrośnikami.
12 lipca 2011 08:57 | ID: 585533
Nie nazwałabym tego kryzysami, bo słowo to kojarzy mi się z czymś długotrwałym i poważnym.
Zdarzaja nam się antomiast gorsze dni i wtedy zazwyczaj pomaga nasze wspólne poczucie humoru, które nie pozwala nam długo się na siebie boczyc czy smutać:)
22 września 2011 06:45 | ID: 643058
Witam, jestem 1 rok i 3 miesiące po ślubie cywilnym a w tym roku w lipcu wzieliśmy ślub kościelny. I po ślubie kościelnym mąż tak się zmienił, że nie wiem co robić. Mąż chce wziąść kredyt na dom 300 000 zł, na który ja się nie zgadzam. Odkad powiedziałam mu że nie ma takiej opcji, upakarza mnie na każdym kroku, robi awantury a ostatnio szarpał mną tak że się przewróciłam, a następnie po powrocie z pracy powiedział że chce się kochać, jak mu odpowiedziałam, ze brzydzę się nim po tym jak mnie potraktował to dostałam odpowiedź, że on szarpał moim szlafrokiem a nie mną. Mam dobrą pracę, do wszystkiego w życiu doszłam sama, a on daje mi non stop do zrozumienia że jestem zerem :(
Jestem załamana, bo trwa to już 2 miesiące. Rozmawiałam z nim wielokrotnie, ale nic to nie skutkuje, poprawia się na maksymalnie 5 dni lub jednego dnia przynosi mi kwiaty a na drugi dzień wszystko zaczyna się od nowa.
Co myślicie, co powinnam zrobić?
26 września 2011 09:43 | ID: 645736
Witam, jestem 1 rok i 3 miesiące po ślubie cywilnym a w tym roku w lipcu wzieliśmy ślub kościelny. I po ślubie kościelnym mąż tak się zmienił, że nie wiem co robić. Mąż chce wziąść kredyt na dom 300 000 zł, na który ja się nie zgadzam. Odkad powiedziałam mu że nie ma takiej opcji, upakarza mnie na każdym kroku, robi awantury a ostatnio szarpał mną tak że się przewróciłam, a następnie po powrocie z pracy powiedział że chce się kochać, jak mu odpowiedziałam, ze brzydzę się nim po tym jak mnie potraktował to dostałam odpowiedź, że on szarpał moim szlafrokiem a nie mną. Mam dobrą pracę, do wszystkiego w życiu doszłam sama, a on daje mi non stop do zrozumienia że jestem zerem :(
Jestem załamana, bo trwa to już 2 miesiące. Rozmawiałam z nim wielokrotnie, ale nic to nie skutkuje, poprawia się na maksymalnie 5 dni lub jednego dnia przynosi mi kwiaty a na drugi dzień wszystko zaczyna się od nowa.
Co myślicie, co powinnam zrobić?
Wita
Jeśli nie macie jeszcze dzieci, będzie Ci łatwiej, otóż moje zdanie na ten temat jest takie. Powinnaś porozmawiać z nim o co mu konkretnie chodzi, dlaczego w taki sposób Cię traktuje. Postaw mu ultimatum, że jeśli się nie zmieni odejdziesz od niego. Skoro wszystko co w życiu osiągnęłaś zawdzięczasz tylko sobie, swojej ciężkiej pracy, to niby dlaczego ON ma to wszystko zniszczyć???
Pamiętaj nic na siłę nie da się zrobić, a zwłaszcza zmienić człowieka. Wiem to z autopsji... Mój mąż po ślubie nie zminił się, nastąpiło to dopiero po pojawieniu się dzieci. Coś mu się w głowie poprzestawiało..., mam wrażenie, że traktuje mnie jak swoją własność, nie jest już czuły, potrafi bardzo zranić i nawet nie przeprosić . Wiem, że już go nie zmienię... Ciężki przypadek.
Życzę Ci powodzenia, ale jeśli zauważysz, że mąż jest coraz gorszy w stosunku do Ciebie, nie łudź się, że się kiedyś zmieni... Ratuj się
28 września 2011 07:03 | ID: 647369
Droga Anonim (Bratnia dusza), on uważa ze ja rujnuje jego marzenia o dużym domu bo nie chcę zgodzić się na kredyt. Rozmawiałam z nim że boli mnie jak mnie traktuje, to stwierdził ze mam urojenia i ze wymyślam, a nasze małżeństwo jest idealne. Boję się ze jeżeli urodzę dziecko to będzie jeszcze gorzej, boję się że jeżeli mu powiem ze odchodzę to uderzy mnie. Powiedziałam mamie o całej sytuacji i powiedziała mi że lepiej żeby mnie uderzył teraz niż później. Strach mnie paraliżuje w podjęciu jakiegokolwiek kroku. A co do zmiany jego, to już w to nie wierzę, jego nie da się zmienić :(
Mama powiedziała ze powinnam porozmawiać z jego babcią lub mamą, one mają na niego wpływ, ale wiem ze jak się dowie ze to zrobiłam to moze być nieobliczlny, jest strasznie narwany :(
28 grudnia 2011 22:57 | ID: 713445
Kochana, ale jak nic nie zrobisz to przegrasz, a znając życie to weźniecie kredyt, zostawi Cię dla kochanki i co zrobisz?? Jeśli nie ufasz nie bież się za takie obciążenie, Dla przykładu opowiem moją historię, może jestem młoda ale trochę przeszłam. Miałam kiedych chłopaka, Roberta. Kochaliśmy się na zabój, wzięłam kredyt na siebie bo on pracował na czarno i nie mógł. 17000, wynajmowaliśmy mieszkanie, wyremontowaliśmy urządziliśmy oczywiście za kasę z kredytu. Potem on zaczął łąjzować, pić, nie miał pracy a z mojej wypłaty nie dało się opłacić mieszkania raty kredytu, życia i jego papierosów, straszne. no i wzięłąm drugi kredyt tym razem w prowidencie bo nie było za co mieszkania opłacić. drugi błąd!! W końcu musiałam zastawiać telefon żeby na jedzenie było, brałam wszystkie nadgodziny jakie się dalo a on leżał cały czas!! Wyglądałam jak wrak, wracam do domu a on na nogach nie może ustać. Za co się napił?? Za moją charówkę!! Na drugi dzień to samo, ponieważ nie układało się od dłuższego czasu i miałam już dośc tego brzemnienia dałam wybór, ma tydzień, znajduje pracę i przestaje pić a jak nie to odchodzę i się spakowałam dla przestrogi, nastepnego dnia styrana wracam z nadgodzin i co widzę, znów na nogach nie może ustać. To się wyprowadziłam zostawiłam mu głupia jeszcze 500zł żeby miał za co żyć, do czego zmieżam, 1500 z prowidenta obiecał spłacić, 17000 ja spłacałam, nie dawałam rady to wszedł komornik, ale po trochu i się udawało, po dwuch latach się okazało, że nawet tego nie płacił i już przyszło 6000 do zapłaty dla mnie, znalazłam go na naszej klasie i napisałam, co to k...... ma być!!!!!!!! A on że wyleciało mu z głowy. Dalej płace, na chwilę obecną zostało mi 2200 a spłacam już 5 lat, gdyby nie mój narzeczony to bym się chyba załamała, nawet finansowo mi pomógł, wzął kredyt żeby komornik mnie nie gonił, po zusach i urzędzie pracy. Rybko zastanów się dobrze. Pozdrawiam i powodzenia życzę!!
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.