Opublikowany przez: ULA 2012-08-03 08:37:12
Po długich dziewięciu miesiącach przeleżanych przez żonę w łóżku ze względu na zagrożenie ciąży niewydolnością nerek i cukrzycą , stałym lękiem czy ciąża nie będzie musiała być przerwana wcześniej, przyszedł na świat zdrowy potomek. Cudo! Żona miała problemy z nerkami , ale po paru dniach ustąpiły i wróciliśmy szczęśliwi do domu. Pierwsze trzy lata przebiegały jak zwykle to bywa, trochę kolek, niewyspane noce , drobne infekcje . Zostałem z synem w domu, gdyż chcieliśmy mu zabezpieczyć jak najlepsze warunki rozwoju z dala od żłobka i opiekunek.
Żona miała lepsze możliwości pracy i lepsze zarobki , więc pod-jęliśmy decyzję , ona idzie do pracy i zarabia na rodzinę , ja opiekuję się dzieckiem i studiuję zaocznie . Założenia piękne , ale w życiu nie da się tak wszystkiego zaplanować. Nie sprawdzałem się w roli osoby prowadzącej dom , synem zajmowałem się dobrze , ale poza tym nic mi nie wychodziło, chodziłem zły , nerwowy . Żona dobrze zarabiała , ale ciągle była zmęczona , w domu mi niewiele pomagała , byłem zły , że jestem pomocą domową. W domu były częste kłótnie , ciche dni , zauważyłem , że synek z pogodnego radosnego dziecka , stał się cichy , nieśmiały , zaczął unikać kontaktu z innymi dziećmi , sam nie potrafił się bawić , wieczorem usypiał tylko z nami w łóżku i to po 24 w nocy .
No i zaczęły się coraz częstsze infekcje górnych dróg oddechowych, najpierw kaszel, katar , bóle gardła , po 2 miesiącach każda infekcja kończyła się ropnym zapaleniem zatok obocznych nosa , co miesiąc antybiotyk , który za którymś razem przestał działać, wizyty u laryngologów, pulmonologów , alergologów . Operacja trzeciego migdałka , po 2 miesiącach usunięcie migdałków podniebiennych , ale nieudane i ponowna reoperacja , by usunąć ropne pozostawione resztki tkanki limfatycznej migdałków . Koszmar , bo to wszystko działo się w przeciągu 10 miesięcy.
Antybiotyki nie działały, leki uodparniające nie działały, każde wyjście dziecka na świeże powietrze przy trochę gorszej pogodzie wiatr lub deszcz kończyło się ropnym zapaleniem zatok . Dziecko stało się apatyczne , każdy mały wysiłek powodował poty , w nocy pociło się tak mocno , że trzeba było przebierać go 3-4 , a często zmieniać pościel , gdyż była cała mokra. Budził się często w nocy , gdyż zapchany ropą nos nie pozwalał mu spać, bał się i pytał czy umrze.
Tego nie da się przekazać słowami. Bezradność , pustka , brak pomocy , lęk o ukochane dziecko, które w oczach z dnia na dzień stawało się słabsze , nie miało chęci do życia, czuwanie przez 3 lata w nocy , rozkładanie rąk przez lekarzy , którzy nie wiedzieli jak pomóc. Potem problemy z oskrzelami , gdyż ropa z zatok spływała mu do dolnych dróg oddechowych . Były częste posiewy ropnej wydzieliny , hodowano złośliwy szczep gronkowca złocistego , ale antybiotyki podawane zgodnie z antybiogramem działały chwilowo, a zaraz po infekcji ropna wydzielina z zatok wracała.
Stosunki moje i żony były tak złe , że prawie nie rozmawialiśmy poza częstym oskarżaniem się i wzajemnymi pretensjami. Nasze życie stało się piekłem na ziemi . Międzyczasie syn miał kilka prób chodzenia do przedszkola , aby miał możliwość kontaktu z rówieśnikami , ale każda trwała najdłużej tydzień , potem gorączka , kaszel , ropne zatoki i pobyt 2 tygodnie w domu , aż któregoś dnia przyszedł do domu z powiększo-nymi węzłami chłonnymi na szyi, gorączką i bólem gardła.
Wizyta u lekarza i diagnoza zapalenie gardła , ale po lekach nie było poprawy, kolejna wizyta, dodatkowe badania i diagnoza mononukleoza zakaźna .No i na tym zakończyliśmy próby powrotu dziecka do przedszkola. To był moment przełomowy , usiedliśmy z żoną wieczorem i padło pytanie co dalej . Na rodzinę nie mogliśmy liczyć , uważali nas za dziwaków i nasze dziecko też .
Byliśmy zdani na siebie . W geście miłości i rozpaczy mocno przytuliłem moją ukocha-ną , a ona ufnie wtuliła się w moje ramię i tak pierwszy raz po paru latach wspólnie płakaliśmy i rozmawialiśmy . Rano , jak zaczęło świtać podjęliśmy decyzję o zmianie lekarza i postanowiliśmy zwrócić się do dobrego homeopaty .
Po wielu poszukiwaniach trafiliśmy na wspaniałego lekarza homeopatę z Bydgoszczy , który z całym sercem i poświęceniem zajął się naszym dziec-kiem . W pierwszej klasie szkoły podstawowej dziecko miało indywidualne nauczanie w domu , ale powoli pod wpływem leczenia homeopatycznego infekcje były coraz rzadsze , mógł wychodzić z domu , powoli zaczęliśmy wychodzić na spacery , ćwiczyć z nim w domu , bo był tak słaby, że najmniejszy wysiłek powodował duże zmęczenie . W domu wreszcie zapanowała radość , mogliśmy zacząć normalnie żyć.
Skończyłem studia , dzięki wsparciu mojego najlepszego przyjaciela - mojej żony , zdobyłem pracę , syn poszedł do szkoły do 2 klasy szkoły podstawowej. Byliśmy szczęśliwi , ale niestety los miał dla nas kolejną przykrą niespodziankę. Żona nagle się rozchorowała na zapalenie wątroby, a syn zaczął mieć problemy w szkole , ale nie z nauką , był zdolny, złakniony wiedzy i był najlepszym uczniem w klasie. Niestety po swoich przejściach zdrowotnych był bardzo niewydolny fizycznie , tak , że bardzo odbiegał sprawnością fizyczną od kolegów . I tutaj zaczął się drugi rozdział naszego rodzinnego piekła.
Dziecko nasze nie chciało chodzić do szkoły , płakało rano , wszczepiało się co rano w ramiona żony i pytało czy musi ćwiczyć, miał jednego kolegę , który jak mu się coś na wychowaniu fizycznym nie udało , śmiał się z niego . Przychodził do domu po szkole , robił lekcje i siadał na tapczanie i patrzył w jeden punkt. Nic go nie interesowało , próbowaliśmy znaleźć mu jakieś zajęcia dodatkowe , by miał kontakt z innymi dziećmi , które go zaakceptują i to zmieni jego stosunek do siebie i innych. Były zajęcia z łucznictwa, ping-pong, kręgle, bilard , pływalnia, nawet kupiliśmy mu specjalne figurki , by mógł grać z kolegami w Warhammera.
Niestety jego stan psychiczny się nie poprawiał , ciągle był zalękniony, bał się sam chodzić do szkoły, bał się odzywać w klasie , czuł się upokorzony i sprawiał wrażenie małego zaszczutego pieska , który się boi , że znów zostanie kopnięty. Były wizyty u psychologów, terapie grupowe, wizyty u wychowawczyni i pedagoga szkolnego, rozmowy z nauczycielem od w.f. z prośbą o pomoc. Nic to nie dało. Próbowaliśmy przenieść go do innej szkoły , ale on stanowczo protestował, tak bardzo się bał , że tam będzie gorzej.
Potem okazało się , że to był podstawowy błąd. Po ukończeniu szkoły podstawowej syn dopiero odważył się powiedzieć , jak go wyzywano na każdym w.f. słowami zaczynającymi się na h, p, g itd. , które są więcej niż wulgarne , jak mu w szatni podtykano pod nos brudne majtki i inne formy znęcania się nad nim , jak nauczyciel nie widział. Nienawidzono go za najlepsze oceny w szkole, klasa była ogólnie dość słaba w nauce.
Historie nie do uwierzenia , ale prawdziwe. Rodzina od nas się odsunęła, pytali czemu się nie odzywa , czemu tak dziwnie się zachowuje , a potem już było tylko powiedzenie ze strony najbliższych my nic z tego nie rozumiemy i zerwanie kontaktów. Byliśmy sami z problemem , z którym nie dało się żyć, sami z żoną zaczęliśmy odczuwać silny lęk , jak dać sobie z tym radę , przestaliśmy dobrze spać, ciągle byliśmy zmęczeni , ale nie poddaliśmy się . Rozmawialiśmy dużo , wymienialiśmy pomysły , szczerze rozmawialiśmy ze sobą co czujemy i to da-wało wyciszenie , poczucie bezpieczeństwa , którego brakowało w naszym domu.
Owszem były kłótnie , brakowało pieniędzy , gdyż żona ze względu na chorobę nie mogła pracować , a ja nie zarabiałem dużo. Jednak w życiu potwierdza się powiedzenie „licz na siebie”. Zaczęliśmy wspólnie szukać in-formacji w internecie , jakie są sposoby walki z lękiem, depresją , nerwicą , co jest skuteczne i doszliśmy do wniosku , że żona zostanie z dzieckiem w domu i podejmie trudną i konsekwentną walkę z lękami dziecka. Codzienne trudne i szczere rozmowy, trudne bo dotykające tego co syn czuł i przeżywał , spędzanie wspólne wolnego czasu, powolne budowanie od nowa jego poczucia wartości , codzienne ćwiczenia fizyczne razem z nim. Przełom nastąpił , jak syn poszedł do gimnazjum.
Nowe otoczenie, nowe nastawienie syna do kolegów , jego codzienna ciężka praca nad swoimi reakcjami , codzienne omawianie w domu porażek i sukcesów. W ten sposób syn skończył pierwszą klasę gimnazjum, jako najlepszy uczeń w szkole , ale nie to nas cieszy. Ma teraz wspaniałych przyjaciół, jest lubiany w klasie, na w.f. daje sobie dość dobrze radę , choć nie jest mistrzem , ale jest szczęśliwy, za-dowolony uśmiechnięty, ma dużo zainteresowań , nie boi się powiedzieć co myśli , jest odważny i wysportowany. Tak po latach piekła dzięki wspólnej wytrwałej pracy osiągnęliśmy sukces jako rodzina , pamiętając , że miłość i zrozumienie w połączeniu z konsekwencją i chęcią walki z przeciwnościami losu daje efekty , których nawet nie oczekiwaliśmy.
Na koniec jedna uwaga , jesteśmy ludźmi głęboko wierzącymi i nawet w najtrudniejszych chwilach wierzyliśmy w pomoc i wspieranie ze strony sił nadprzyrodzonych, modlitwa i wiara towarzyszyła nam stale i to wcale nie na pokaz , tylko w środku w sercu , to działa. Życzymy wszystkim wspólnego pokonywania trudności i wewnętrznego przekonania, że to się uda. To jest prawda.
"Nasza walka z chorobą - KONKURS" - praca nadesłana na adres e-mail
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
puenta1 2013.02.13 21:42
witam serdecznie Mamy bardzo podobny problem z córką, również ma indywidualne nauczanie w zerówce, daje radę chodzić max 5dni potem ma ostre zapalenie zatok leczone antybiotykami i sterydami. Leczyliśmy szczepionkami, ziołami, homeopatią (ale ten nasz to słaby wszystkim daje to samo) Bardzo prosiłabym o namiar na homeopatę z Bydgoszczy pozdrawiam Basia (puenta1@wp.pl)
mecenas.56 2012.08.04 09:24
Treść artykułu bardzo poruszająca, , dużo prawd życiowych tych smutnych ale i tych dobrych ,podnoszących na duchu. Stylistyka doskonała . Artykuł wciąga , miło wiedzieć , że po trudnych przejściach można stanąć na nogi i cieszyći się życiem. Daje to dużą dawkę pozytywnej energii i nadziei. Dziękuję
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.