Naprawdę wiele refleksji jest we mnie, wiele czytałam na ten temat, wiele negatywnych opinii czytałam, ludzie oskarżają prezydenta, że "wydał rozkaz lądowania", albo pilota, że "rozsądek zostawił na Okęciu", itd.
Cały dzisiejszy dzień jest dla mnie wielka refleksją.
Zastanawiałam się nawet nad ewentualnymi błędami. Cieszę się z tego, że odnaleźli dwie skrzynki, to na pewno po cześci odtworzy przebieg ostatnich minut...
Wiemy, że Rosjanie odradzali lądowanie, nawet swój samolot skierowali gdzie indziej. Ale przecież kilkadziesiąt minut wcześniej bezpiecznie wylądował samolot z dziennikarzami... Wiemy również, że samolot już w chwili startu był opóźniony, lądowanie w Mińsku, czy w Moskwie opóźniłoby przylot na delegację o kolejne trzy godziny, prezydent z delegacją mógł być pod presją polityczną, bo przecież spóźnienie mogłoby zostać odebrane jako afront polityczny.
Wiemy też, że kiedyś już (w Gruzji) prezydent wydał rozkaz lądowania (jako prezydent był również zwierzchnikiem sił zbrojnych naszego Państwa), pilot wtedy odmówił wykonania rozkazu ze względów bezpieczeństwa, za co był potem ciągany po sądach, w końcu uniewinniony. Ale wtedy istniało realne niebezpieczeństwo, niezależne od maszyny, jej wskaźników...
Mogło być więc teraz tak samo, że prezydent, pomimo zaleceń ze strony rosyjskiej co do lądowania gdzie indziej, wydał rozkaz lądowania, pilot zaś nie widział realnego zagrożenia, które mogłoby być przesłanką do odmowy wykonania rozkazu. Ale moim zdaniem nie zawiódł tutaj człowiek, ani prezydent, ani pilot. Mogły zawieść wskaźniki maszyny, dlatego jeden z nich wydał rozkaz, a drugi go wykonał. Przecież ta trzydziestoletnia maszyna była awaryjna, pomimo niedawnego remontu wykonanego przez fabrykę, która go wyprodukowała, pomimo zainstalowania nowoczesnych urządzeń, pomimo specjalnej wojskowej komisji, która robi przegląd takiej maszyny przed każdym startem- mogły zawieść wskaźniki, np. źle podawać odległość od ziemi, coś, co nie było do skonfrontowania z widokiem "zza szyby" przy tak wielkiej mgle...
Każdy, kto miał wpływ w jakikolwiek sposób na decyzję o lądowaniu mógł się na tych awaryjnych wskaźnikach opierać, nawet piloci mogli nie wiedzieć o awarii, na pewno żaden człowiek nie podjąłby decyzji o lądowaniu, gdyby istniało realne zagrożenie, że to może się źle skończyć, mieli przecież wszyscy świadomość, że na pokładzie jest tyle osób, decyzję na pewno podjęli słuszną na podstawie tego, co wiedzieli. Już nawet pomijał kwestie tego, że tyle ważnych osób leciało jednym samolotem, wbrew zasadom, przepisom bezpieczeństwa. Mogli wiedzieć zbyt mało... Skrzynki to pokażą.
Refleksje we mnie też wywołał wywiad z Józefem Zychem w telewizji, znalazłam w Necie te słowa, bo sama tego lepiej nie powtórzę:
"- Otrzymałem informację, gdy tylko podała ją agencja Reuters. Pierwsza myśl: stało się coś strasznego. Ale dlaczego? Wbrew temu, co mówi arcybiskup Nycz, żeby nad tym się nie zastanawiać.
Zginął kwiat polskich polityków i parlamentarzystów. Zestawiłem Katyń z tym, co się stało. Tu chodzi o symbol - twierdzi J. Zych. - Katyń nie był znaną zbrodnią, jest już o niej wiadomo w całym świecie.
I przypomina sobie, co było po śmierci Jana Pawła I, który był papieżem tylko 33 dni. - Jeden z kardynałów zapytał wtedy, co Pan Bóg chciał nam powiedzieć - mówi. - Jako wierzący zadaję sobie to pytanie teraz. Giną przedstawiciele wszystkich ugrupowań...
Mówi, że Polacy przeżywają tragedię: - Oby to przeżywanie przełożyło się na refleksję nad sytuacją w Polsce. To symbol, żeby podjąć trud zbudowania demokracji, bez ciągłej walki. Żeby zbudować demokrację, która będzie służyła Polsce i społeczeństwu."
http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100410/KATASTROFA_SAMOLOTU_PREZYDENTA/79026820
Łączę się w bólu z rodzinami ofiar, bo sama równiez przeżyłam tragedię rodzinną i wiem, jak moga się ludzie, którzy stracili kogoś bliskiego...
Nadal jakoś tak w to nie wierzę, wierzę, że obudzę się jutro i dowiem się, że ten dzień naprawdę się nie zdarzył i że zobaczymy więcej tego typu zdjęć