Witam. Pewnie już tutaj był nie jeden taki wątek jednak postanowiłam założyć kolejny, gdyż bardzo mnie nurtuje pewna sprawa odnośnie mojego przyjaciela. Wiem jakie macie zdanie na temat internetowych znajomości i pewnie ich nie pochwalacie, jednak prosiłabym, żebyście chociaż spróbowali przez chwilę postawić się na moim miejscu i mi pomóc. Będę wdzięczna. I mam nadzieję, że dotrwacie do końca tej obszernej lektury.
Mam przyjaciela. Przyjaźnimy się ponad rok przez internet. Ja mam 23 lata on ma 21 lat. Dodam, że oboje zostaliśmy zranieni przez kogoś, gdy byliśmy zakochani. Na początku znajomości to wyglądało na zwyczajną przyjaźń (może dlatego, że jeszcze nie chciał mnie do siebie za bardzo dopuszczać) pytał co u mnie, czy ok, czy nie miałam przykrości, sam szukał pretekstów do tego, by mnie pocieszyć, raz nawet napisał, że mam mu mówić kiedy płaczę, bo jak nie to będzie mu przykro. Powiedział, że mi się poleca, gdy będę chciała się wygadać. Czułam w nim wsparcie. Umiał sprawić, że czułam się chciana. Pisał często, że mnie bardzo lubi, że na mnie czekał, że fajnie, że go zagadałam itp w sumie od początku pisaliśmy sobie rzeczy typu "słodki" albo "kochany" ale to było raczej takie tylko dla zaczepek. W sumie cały czas tylko zaczepiamy się i żartujemy. Powiedziałam mu, że jest moim najlepszym przyjacielem a on, że nawzajem. Potem po 2-3 miesiącach przestał się tak starać, stał się inny, zaczął stawiać żarty na pierwszym miejscu i już go nie obchodziło co u mnie i czy mam na to humor. Potem zaczął pisać z drugą dziewczyną, ona lubi gry tak jak on, więc mieli o czym pisać. Ja też zaczęłam pisać z innym chłopakiem, jednak byłam zazdrosna o przyjaciela, nie chciałam go stracić. Raz się pokłóciliśmy o to bardzo mocno i okazało się, że i on był zazdrosny, że też nie chciał mnie stracić, ale co mógł zrobić. Od tamtego momentu piszemy tylko we dwoje. Od tamtego czasu zburzył swój mur i pozwolił mi zbliżyć się do siebie dużo bardziej. Teraz mówimy do siebie "słodziak", "tygrysek" itp. Napisałam mu, że przyjaciele nie powinni się podrywać, że ona ma swoje granice. Napisał, że podryw w przyjaźniach często jest spotykany i to nic złego jeśli oboje ludzi wie, że to tylko podryw na żarty. W sumie poczułam się jak zabawka, bo co jeśli ja się zaangażuję? Zawsze pisze, że jestem kochana, słodka itp a jak idziemy spać pisze, że idziemy razem, że się wtulimy razem i zaśniemy i wysyła przy tym serca. Raz się spytałam czemu już nie pyta o moje sprawy, czy już go to nie interesuje a on, że interesuje, ale nie naciska a tak w ogóle to nie uznaje mówienia o swoich sprawach, że to nie potrzebne. Taa i znów zrobiło mi się przykro, bo na tym polega przecież przyjaźń. Nie czuję bym mogła mu się zwierzać i mówić gdy coś mnie trapi albo opowiadać o czymkolwiek, bo zaraz obiera to wszystko w żarty. Chociaż był taki moment, że napisał "szkoda, że nie mieszkasz tu gdzie ja". I ciągle żartuje, że jak byłam niegrzeczna to należy mi się klaps.. Dla mnie to dziwne w przyjaźni. Poza tym odkąd go znam nie był zbokiem, nie zachowywał się tak, nie pisał o tych rzeczach, nawet chyba nie umie, zawsze był nieśmiały. Ostatnio mieliśmy kilka poważnych kłótni, nagadaliśmy sobie wiele nieprzyjemnych rzeczy, ale mimo to on dalej przy mnie jest, dalej chce utrzymywać ze mną kontakt, jednak czuję jakby ta przyjaźń nie była już taka sama jak kiedyś, czuję, że coś się zmieniło, raz napisał, że jestem dla niego ważna, wiem, że zależy mu na moim zaufaniu i na tym by być ze mną blisko jak zawsze, bo to lubi. Lubi mieć mnie dla siebie. Jednak sama nie wiem kim dla niego jestem, czy tylko przyjaciółką, czy on myśli o czymś więcej, a może on tylko robi sobie ze mnie żarty. A może po prostu obiera to wszystko w żart, bo nie wie jakbym zareagowała na to, że jednak czuje coś więcej. Może boi się znów zaangażować? Spytałam go dzisiaj czy przyjaźniłby się ze mną dalej, gdybym miała chłopaka i gdyby nasza przyjaźń wtedy była taka zwyczajna a on, że nie ma co gdybać co by było gdyby, bo nikt nie zna przyszłości, a ja, że to powinno być u niego pewne, że cokolwiek by się nie stało i jakiekolwiek by zmiany w moim życiu zaszły to chciały się przyjaźnić ze mną a on, że to wiadome. Ja do niego, że mam nadzieję, że nie nudziłaby go taka zwyczajna przyjaźń, gdy już nie mógłby bajerować mnie itp a on że nie. Raz mówi tak a raz tak. Nie rozumiem w ogóle jego toku myślenia. Spytałam też czy myślał o tym, by przenieść naszą przyjaźń do realnego świata a on, że no tak, ale za daleko siebie mieszkamy (sprawdzałam w mapy google w 4-5 godzin i byśmy się widzieli) a ja do niego, że jak się chce to i kilometry nie stanowią problemu a on, że no tak, ale bliżej byłoby intensywniej, a ja, że czasem i raz a porządnie to już coś a on, że no niby tak. Ostatnio znów się pokłóciliśmy, chciałam dać mu do zrozumienia, że ta przyjaźń działaw jedną stronę, on wszystko zwala na kłótnie i na mnie, uważa, że jest bez winy, w dodatku uważa, że mu nie ufam, bo uznałam, że mu się narzucam. Jednak sama nie wiem czy jemu na tym zależy. A może jestem tylko jego zapychaczem i lekiem na nudę? Co o tym wszystkim myślicie? Jakie jest wasze zdanie? Proszę o poważne odpowiedzi bez głupich komentarzy oraz bez oceniania mnie.. Dziękuję.
Poza tym nie mam pojęcia jak do niego dotrzeć. Jest strasznie skomplikowany i skryty.
Oboje kiedyś zostaliśmy bardzo zranieni przez swoich dawnych partnerów. Ja miałam ciężko w domu, nigdy nie mówiło się o uczuciach nie okazywało ich, ale mimo to, sama nauczyłam się je okazywać i umiem wprost powiedzieć jak mam jakiś problem albo jeśli ktoś jest dla mnie ważny. On też chyba miał ciężko, ale też może po związku się taki stał, że teraz jest często obojętny napisał, że woli taki być niż cierpieć. Spytałam go czemu mi się nie zwierza powiedział, że nie ma żadnych problemów a poza tym nie uznaje tego, by cokolwiek o sobie mówić, że to zbędne. Kiedyś chciałam wiedzieć coś o jego rodzinie, bardzo się wkurzył, ale w złości opowiedział cokolwiek i czułam jakby robił to na siłę jakby to było "masz co chciałaś, zadowolona?". Jest moim przyjacielem, chciałabym coś więcej o nim wiedzieć, ale zawsze gdy jest jakaś poważna rozmowa to ją zbywa, wkurza się, wyłącza się, robi się obojętny, lub odbiera wszystko w żart i nie chce gadać o swojej przeszłości. Mówiłam mu, że ja zawsze będę po jego stronie, że go nie zostawię, że może na mnie liczyć i powiedzieć mi wszystko (chociaż z jego strony nie mogę liczyć na takie słowa), napisał, że wie, że może, że mi ufa, ale tak naprawdę to każda próba porozmawiania o nim lub o jego przeszłości kończy się tym, że albo wpada w złość albo się wyłącza z rozmowy. Raz go spytałam czemu mnie nie chce poznać, czemu mnie o nic nie pyta, uznał, że wie już i tak wystarczająco, a ja, że chyba to jest tak, że nie chciałby wiedzieć, ale niestety wie, a on, że dobrze, że wie. Jednak w ogóle mi się nie zwierza, nie prosi mnie o rady, robi z siebie kozaka i twardziela, który sam sobie radzi. Jak to zmienić? Czy w ogóle da się to zmienić? Co mogę zrobić w tej sytuacji? Dziękuję za odpowiedzi.