Jeżeli przysięgli uznają Conrada Murraya winnym, grozi mu do 4 lat więzienia.
"Mowy końcowe w amerykańskich sądach to przetarg emocji. „Conrad Murray sprawił, że Prince, Paris i Blanket nie mają ojca.” – rozpoczął prokurator. „Kiedy Michael umierał, jego doktor dzwonił do kelnerki Sade Anding. Co tak ważnego miał do powiedzenia swojej przyjaciółce, że zostawił bez nadzoru pacjenta, naszpikowanego propofolem? Czy Michel krzyczał o pomoc, dusił się, czuł, że umiera? Nigdy się nie dowiemy, bo lekarz zostawił go na pastwę losu.” – kontynuował.
Obrońca stwierdził, że Murray był zaledwie płotką w wielkim brudnym bajorze. Przez lata dziesiątki innych lekarzy zapewniały Jacksonowi dostęp do wszelkich lekarstw o jakich zamarzył. „Musicie odpowiedzieć na pytanie czy wolno uznać doktora Murraya winnym czynów popełnionych przez jego pacjenta?” – podsumował adwokat.
Jackson został znaleziony martwy w swej rezydencji w Los Angeles 25 czerwca 2009 roku. W chwili zgonu miał 50 lat. Jak później ustalono, zmarł od nadmiernej dawki używanego normalnie podczas operacji chirurgicznych propofolu oraz środków uspokajających.
Murray przyznał się, że zaaplikował Jacksonowi niewielką ilość propofolu. Jednak w trakcie procesu adwokaci oskarżonego twierdzili, iż Jackson był uzależniony od tego leku i sam spowodował własną śmierć - prawdopodobnie biorąc doustnie porcję środków uspokajających i wstrzykując sobie dodatkową dawkę propofolu bez wiedzy lekarza."
Wszystko w rekach przysieglych.
Źródło: www.radiozet.pl