Tak się wtrącę jeśli można...
Nie piszcie błagam że może go zaniedbywała, że może go uraziła - my nie jesteśmy od tego, żeby umilać facetom życie! To powinno być obustronne, a nie że my mamy dbać, obchodzić się z nimi jak z jajkiem bo a nuż się obrażą że "zupa była za słona"... Ale jeśli już o problemie - nie mam pojęcia co Ci poradzić. U mnie nie lepiej. Też się mijamy ostatnio. Mąż woli być poza domem. Dzieci o niego pytają, wołają go jak jest na podwórku, a on tylko "zaraz przyjdę" i przychodzi jak już śpią. U nas rozmowa wygląda tak, że ja mówię a on się rozgląda po pokoju, żeby na koniec mi powiedzieć "dobrze". I tyle. Ja już mu zapowiedziałam, że mam dosyć. To ja wysiadam. Obecnie tylko ja się staram o to, żeby nasze pseudomałżeństwo istniało. Ale już mi się nie chce. Dzieci są smutne. Wolałabym, żeby z nami nie mieszkał i przychodził tylko co jakiś czas, bo wtedy dzieci by wiedziały, że jest tylko dla nich. Już sama nie wiem co mam jeszcze zrobić. Piorę, sprzątam, gotuję i zajmuję się trójką dzieci. Sama. Więc dla mnie to bez różnicy czy mieszkamy razem czy nie. Jestem już wyczerpana tą szarpaniną o coś, co dla niego już chyba nic nie znaczy. Ale Tobie życzę wytrwałości, czasem takie kryzysy mijają. Faceci mają już tak, że cały świat musi się kręcić wokół nich bo inaczej to obraza majestatu. Przeczekaj, może się wszystko unormuje. I chyba nie powinniście udawać przed dziećmi że jest ok, bo córka już prawie dorosła więc zrozumie taką sytuację. Życzę powodzenia!