Joseph Maraachli z Kanady ma niespełna rok. Mimo tak krótkiego życia, zdążył się już nacierpieć - jest bardzo ciężko chory i lekarze nie dają mu już żadnych szans. Rodzice mogą liczyć jedynie na cud.
Gdy stan zdrowia chłopca pogorszył się, rodzice zdecydowali się zabrać go do domu - aby jak sami mówią "umarło w domu, w ramionach kochających rodziców". Jednak tutaj do akcji wkroczyli lekarze ze szpitala w Wellington, którzy... odmówili rodzicom. Sprawa trafiła do sądu. Lekarze chcieli podać chłopcu zastrzyk, po którym jego serce przestałoby bić.
Sąd Apelacyjny w Kanadzie przychylił się do stanowiska lekarzy - rodzice nie mogą zabrać swojego dziecka do domu. Sąd zadecydował, że chory chłopiec umrze od śmiertelnego zastrzyku. Termin zabiegu/egzekucji wyznaczono na 28 lutego, godz. 10:00.
Moe Maraachli, tata chłopczyka, mówi: "W poniedziałek o 10 rano oni zabiją moje dziecko . Nie ma w tym ani trochę człowieczeństwa. Nie ma już wyjścia. Próbowałem zrobić dla niego, co tylko było w mojej mocy, ale nie można już się odwoływać. Nie można już nic zrobić... "
Na szczęście dzięki ofiarności wielu osób, organizacji pro-life, modlitwie i ciężkim staraniom udało się wstrzymać skazujący wyrok. Trwają starania o przeniesienie chłopca do innego szpitala. Wszystko zależy teraz od komisarzy z Consent and Capacity Board. Zdecydują oni, czy chłopca można przenieść. Wniosek o przeniesienie złożył szpital z Michigan, który gotowy jest przyjąć Josepha.
Fronda.pl | Lifesitenews.com