Chcę się podzielić moim problemem. nie wiem już co rbić. Mam 56 lat ,mam 2 synów. Wychowałam wykształciłam i chłopcy ułożyli sobie życie. Starszy syn od dawna już za wszystko mnie krytykuje.Cokolwiek nie powiem, czy zrobie to nigdy nie mam racji. Tylko on. Każda nasza rozmowa kończyła się moim płaczem bo było mi przykro. Tak i nie raz nie dwa czegoś mu nie powiedziałam ze strachu że znowu będzie na mnie krzyczał. I tak nie przyznałam się że wzięłam kredyt. Dowiedział się i zrobił mi awanturę i kazał przyrzec że więcej nie wezmę . Zagroził, że jak go okłamię to stracę dzieci. Obiecałam. Jednak ja żyję tylko z renty inwalidzkiej mam 900 zł. Jest mi ciężko .I muszę czasem wziąć kredyt czy to żeby kupić coś do domu czy coś naprawić czy to nawet dla siebie, czy dla wnusi. Ale zawsze je spłacam i jest ok. I tak w lutym znowu wzięłam kredyt. I tak w święta syn napisał mi , że straciłam dzieci, że wszystko przegrałam, bo go skłamałam i znowu wzięłam kredyt. Kłamałam bo się bałam jego krzyku krytyki itd.
Jestem zdruzgotana . Wychowali się w domu trzypokoleniowej rodziny, gdzie był szacunek do rodziców . Normalny poprawny dom. A mnie potraktował jakbym popełniła największą zbrodnię. Czy naprawdę tak jest. Cierpię bo bardzo kocham swoje dzieci, ale czuję ból w sercu.