W niektórych żłobkach w USA już od 6 tygodnia życia uczy się języka migowego. Po co? Bo zdaniem fachowców taka umiejętność, nawet u słyszących dzieci, ułatwia komunikację z rodzicami i lepiej przygotowuje do późniejszych wyzwań.
Zwolennicy tej metody twierdzą, ze nawet sześciomiesięczne niemowlę rozumie proste znaki, a już miesiąc później samo potrafi "migać" o swoich potrzebach. - Im więcej wytworzysz w mózgu ścieżek dla tych informacji, tym więcej twoje dziecko będzie mogło nauczyć się w przyszłości - mówi Amanda Lee.
Migające dzieciaki mają być w przyszłości bardziej pojętne i bardziej komunikatywne, a zdaniem matek, są też grzeczniejsze.
Czy metoda ma jakieś minusy? Przeciwnicy niemowlęcego migania twierdzą, że dzieci przyzwyczajone do tej formy komunikowania zaczynają mówić później, niż ich rówieśnicy.
(na podstawie www.tvn24.pl)
A jeżeli Wy mielibyście taką szansę to zdecydowalibyście sie na nauke "migania"? Myślicie, że jest to w ogóle potrzebne? W końcu każda z nas jakoś bez słów rozumie swoje dziecko.