My od samego początku twardo przyzwyczajaliśmy obydwie córeczki do zasypiania w łóżeczku. Czasem padały od razu, czasami działy się dantejskie sceny i oczywiście jeśli był w tym czasie u nas ktoś z rodziny, to musiałam się nasłuchać, że jestem wyrodną matką... Przełknęłam wszystkie niemiłe uwagi a efekty naszej zawziętości widzimy dziś i mamy boskie życie z 2 maluchami. Kładziemy je najpóźniej o 18.30 (chyba, że jest jakaś wyjątkowa okazja) i obydwie śpią do 6 rano. Oczywiście rytuał musi być:
Starsza (prawie 2 latka): 17.30 bajka Dobranocny ogród i kasza z niekapka; 18.00 kąpiel z tatą i Kornelką; bajka opowiadana przez tatę (na życzenie - Madzia wymyśla o czym chce bajkę), odłożenie do łóżeczka i wyjście taty z pokoju.
Młodsza (9 miesięcy) 17.30 bajka, której nie ogląda :), kąpiel, ubieranie przez mamę i podanie mleka do łóżeczka. NAjczęściej zasypia z butlą, lecz często oddaje butelkę i jeszcze troszkę "biega po łóżeczku" ale nie ma żadnego płaczu i wreszcie zasypia. Później tylko muszę iść do nich, żeby je dobrze ułożyć i przykryć :)
Te pobudki, to moim zdaniem etap przejściowy - jednak jeśli przyzwyczaisz synka do tego, że zabierasz go do Waszego łóżka (co dla niego jest atrakcją), to z etapu przejściowego stanie się wyczekiwanym rytuałem. Moja koleżanka popełniła podobny strategiczny błąd, gdy jej dziecku wychodziły ząbki. Zaczęła ją nosić na rękach dopuki ta nie padła... zostało do dziś (ma już 2,5 roczku).