Ja nie chodzilam do szkoly rodzenia, i jakos nie zaluje. Bylam w trakcie ciazy zagranica, i w sumie nawet znajoma proponowala mi tutaj kurs, ale wolalam sobie isc do parku poczytac ksiazke, niz chodzic na ta szkole, poza tym robilam sobie lekkie cwiczenia w domu, i to mi wystarczylo.
Naciecie krocza, najbardziej przeszkadzalo mi w pierwszym dniu, kiedy nie moglam sie polozyc na boku, bo byl jakis dyskomfort, ale to bardziej swiadomosc tego, ze cos tam mi robili i balam sie ze to peknie, a przeciez to tylko takie moje urojenia. Jak Liwunia juz zostala przewieziona do mnie z inkubatora, to nawet nie bylo czasu, zeby myslec o tym, rozcieciu.