Nie ma czegoś takiego jak "rozwój kościelny". Jest tylko stwierdzenie nieważności małżeństwa, a to duża różnica. Rozwód oznacza zakończenie ważnie zawartego małżeństwa, stwierdzenie nieważności zaś oznacza, że małżeństwo nigdy nie zostało ważnie zawarte.
Większej bzdury, niż to, że Kościół nie ma pojęcia o życiu rodzinnym, to jeszcze nie słyszałem. No chyba, że dla kogoś Kościół, to tylko księża, ale już chyba mało kto ma takie klapki na oczach. A co ze świeckimi, którzy należą do Kościoła? Większość nauk przedmałżeńskich prowadzonych jest przez małżeństwa z różnym stażem, a księża to tylko spinają i wyjaśniają sprawy liturgiczne i prawno-kanoniczne.
Bardzo dobrze, że Kościół podnosi poprzeczkę - zbyt wielu niedojrzałych ludzi decyduje się na ślub, a potem mamy efekty w postaci rozwodów i życiowych dramatów. Dla dojrzałych ludzi wymagania stawiane przez Kościół nie są trudne. A jeśli dla kogoś są jednak za trudne, to bardzo dobrze - widać nie jest jeszcze gotowy/gotowa na małżeństwo.
Jeśli ktoś jest wierzący, to nie będzie miał z tym problemów - wszak wszystkie te działania mają w efekcie umocnić wzajemną miłość i pomóc w późniejszym życiu małżeńskim. Główny nacisk kładzie się na dialog, na to, żeby młodzi ludzie w ogóle ze sobą rozmawiali o trudnych sprawach.