Ostatnio coraz częściej spotykam się z taką sytuacją, że na pytanie "a gdzie będziecie mieszkać po ślubie"? narzeczeni odpowiadają: "Przez jakiś czas tak jak teraz (czyli osobno), a później planujemy remont i będziemy mieszkać ... u niej/u niego". Co sądzicie o takim rozwiązaniu?
W styczniu właśnie idziemy z mężem na ślub, po którym młodzi jeszcze przez jakiś czas nie będą mieszkać ze sobą. Dla mnie to jest absurd. Myślę, że młodzi tak powinni wszystko planować, żeby móc być ze sobą od początku małżeństwa. Nie wyobrażam sobie takiego rozwiązania, żeby mąż odwiedzał żonę, czy żona męża. Koleżanka, która w lipcu ubiegłego roku brała ślub, później jeszcze przez 3 miesiące nie mieszkała z mężem, bo niby czasu nie było jechać i łóżko kupić do sypialni itp... Czasem przez cały tydzień się nie widzieli, bo nie mieli czasu.Teraz się rozwodzą. Ja miałam wrażenie, że im od początku nie zależało im na tym, żeby ze sobą być...
Spotkaliście się z taką sytuacją? Co o tym myślicie?