aluna (2011-01-25 12:32:10)
Bartt (2011-01-25 11:05:12)
Czyli potraktować dorosłych ludzi jak dzieci, które nie odpowiadają za swoje czyny?
Każdy człowiek ma prawo do błędów i nie nam ludziom osądzać. Jeśli związek nie istnieje to każdy człowiek powinien miec prawo do unieważnienia go.
Moja koleżanka dawno chciała unieważnić swoje pierwsze małżeństwo - nic z tego. Nieważne że od prawie 20 lat zyje w związku z drugim mężem, nieważne że wspólnie wychowują ich dziecko, nieważne że na prawdę tworzą rodzinę - dla KK liczy się tylko to że ponad 20 lat temu popełniła błąd.
Właśnie papież powiedział coś odwrotnego :-) Warto go słuchać. Mądrze Mama Tymka napisała, że ludzie często lekkomyślnie podchodzą do ślubu kościelnego, nie mają wystarczającej wiedzy. Kościół stara się im tą wiedzę przekazać i uświadomi ich, "w co się pakują" - niestety zazwyczaj odbija się od częstych, nawet na Familie stwierdzeń, "co oni mogą wiedzieć o małżeństwie!?". Trochę jednak wiedzą, choćby to, że jest nierozerwalne w oczach Kościoła.
Swoją drogą żaden związek nie rozpada się z godziny na godzinę. Takie sprawy dzieją się często przez długi czas. Albo komuś brakuje odwagi, sił do tego, żeby o tym głośno powiedzieć w swoim małżeństwie, albo nie ma zwyczajnie dobrej woli na ratowanie związku. W każdym razie to nie jest tak, że nagle okazuje się, że małżeństwo jest fikcją.
Mariusz ex Sopel (2011-01-25 12:48:29)
Bartt (2011-01-25 10:04:35)
Być może dla Ciebie nierozerwalność małżeństwa to "głupi sposób na tracenie wiernych" - dla mnie to jedna z najpiękniejszych spraw.
Kapłaństwo to nie małżeństwo - zupełnie dwa różne sakramenty. Ale jeśli już chce się je porównywać, to weźcie pod uwagę, że klerycy przygotowują się w seminarium przez 6 lat - i to jest dość intensywne przygotowanie. Wielu w trakcie odpada. W seminariach zakonnych to czasem kilkanaście lat!
Tak Bartku dla mnie to bardzo głupi sposób na tracenie wiernych, przecież ilu porządnych katolików nie może w pelni uczestniczyć np. w mszy św.
Ja napisalem, że te dwa sakramenty są porównywalne - ponieważ nie można ich łączyć a w potocznej nazwie zaszczyt wstąpienia w stan kaplaństwa w "Wielki Czwartek" jest nazywany ślubem - czyż nie?
Po pierwsze, to Kościół tych wiernych nie trafi - to nie on jest tu stroną czynną, tylko ludzie. Dorośli ludzi, którym Kościół otwarcie mówi, jakie będą konsekwencje ich czynów. A oni w swojej wolności decydują. Jak dla mnie, to uczciwe i szanujące ich wolność. Jeśli komuś małżeństwo katolickie nie pasuje - przecież nie musi się żenić/wychodzić za mąż, prawda? Jeśli jednak chce, to rozumiem, że przyjmuje naukę Kościoła, że jest to osoba wierząca, która ma osobistą i osobową relację z Jezusem. I na swoje życie i swoje małżeństwo patrzy właśnie przez ten pryzmat. A jeśli ktoś podchodzi do tego na zasadzie tradycji czy z jakichś innych powodów - to niech sam do siebie ma pretensje - nikt nie będzie go na siłę uszczęśliwiał. Chyba na tym polega dorosłość, że ponosimy konsekwencje naszych czynów, prawda? Nawet, jak są bardzo poważne.
Piszesz o porządnych katolikach, którzy nie mogą uczestniczyć we mszy świętej - pytanie, czy na pewno. Jeśli małżeństwo się rozpadnie i oboje uzyskają nawet rozwód cywilny, to ta osoba, która próbowała ratować związek i zrobiła wszystko, co w jej mocy aby go utrzymać, dalej może przystępować do komunii.
Są specjalne duszpasterstwa dla osób rozwiedzionych - Kościół ich nie pozostawia samym sobie, wyciąga pomocną dłoń i nie chce stracić tych ludzi, bo to gorzej dla nich przede wszystkim. Kościół to nie partia polityczna, która musi koniecznie mieć swoich fanów. Ktoś, kto odchodzi od Kościoła sam sobie szkodzi. Niestety, rozwodu to bardzo delikatna sprawa i wiele osób ma żal do Kościoła, że utrzymuje nierozerwalność małżeństwa i rygorystycznie tego przestrzega. Chcieliby, żeby Kościół zresetował ich status - tabula rasa. Ale w życiu tak nie zawsze się da. W tym wypadku - nie da się.